Wielkanocne przypominanki

Jak drzewiej wiosną świętowano

 

W obyczajowości świąt Wielkiej Nocy bez trudu odnajdziemy wiele elementów zaczerpniętych z tradycji słowiańskiego powitania wiosny.

Słowiański rok księżycowy obejmował trzynaście miesięcy, przy czym ostatni miał charakter wyrównawczy, po to by system miesięcznego datowania pokrywał się z cyklem wydarzeń następujących w przyrodzie. Różnie bywał on nazywany, lecz najbardziej właściwym wydaje się określenie Świcień (Proswiteń), wtedy to bowiem rozpoczynano objawianie radości z racji przyrastania wiosennego słońca, powodującego odradzanie się przyrody. A czas świętowania nazywano Jarymi Godami.

Słowiański nowy rok miał swój początek nie w styczniu, lecz w momencie nadejścia wiosny. Zaś wiosna zaczynała się podczas pełni równonocy wiosennej, kiedy przybywającego dnia było już tyle samo, co ustępującej nocy. W tym momencie symbolicznie ruszała wegetacja, a świat budził się do życia – i przyroda, i ludzie. Wszystkie ważne święta wiązały się z pełnią księżyca, bo każde istotne działanie, jeśli miało zakończyć się sukcesem, powinno być podejmowane przy „młodym” księżycu. Dziś data świąt wielkanocnych także ustalana jest według faz księżyca i przypada na pierwszą niedzielę po pierwszej wiosennej pełni (między 21 marca a 24 kwietnia).

Wiązało się z tym okresem wiele magicznych rytuałów, mających zapewnić żyzność ziemi, obfitość zbiorów, płodność natury i ludzi oraz ogólnie całoroczną pomyślność. Niektóre z tradycji w naturalny sposób weszły do obyczajowości wielkanocnej, inne związały się z różnymi datami, a część odeszła w zapomnienie.

Dawniej wszystko zaczynało się od symbolicznego odżegnania się od sił ciemności, czasu zimna i smutku, czemu służyło odprawienie w niebyt zimowego bóstwa, zwanego Marzanną (gdzie indziej Moraną czy Śmiercichą). W obrzędzie pożegnania zimy personifikację bóstwa – słomianą, odzianą w kobiece szaty kukłę – obnoszono ze śpiewami wokół wioski, wyśmiewając śmierć i srogie dolegliwości zimy, zaś pochwałami przyzywano wiosnę, a wszystkiemu towarzyszył jednocześnie i płacz, i śmiech. Czyniono przy tym jak największy hałas, trzaskając z batów oraz używając grzechotek, piszczałek, bębnów i innych instrumentów, co miało wypłaszać złe moce i groźne demony. Następnie wrzucano kukłę Marzanny do wody i topiono lub puszczano z prądem rzeki, albo palono i rozszarpywano na strzępy. Nieudaną próbą wymazania z pamięci słowiańskiej tradycji był chrześcijański zwyczaj wieszania i okładania kijami kukły Judasza (czasem ją palono, topiono lub zrzucano z kościelnej wieży).

Wtedy już można było witać wiosnę. Wszyscy członkowie społeczności mieli wyznaczone zadania w gospodarstwie, a niemal każde z nich miało wymiar magiczny i religijny. Przede wszystkim należało oczyścić dom i obejście, zarówno z rzeczywistego brudu, jak i nagromadzonego przez zimę zła. Wymiatano więc kurze z chałupy, domy okadzano dymem z palonych ziół, porządkowano obejście, czyszczono i myto bydło, prano bieliznę, a ludzie zażywali łaźni. Istniał ścisły podział na czynności męskie i żeńskie. Mężczyźni polowali i oprawiali zwierzynę, podtrzymywali też domowy ogień, kobiety robiły porządki i przyrządzały potrawy, młodzieńcy wybierali się do lasu po materiał do tworzenia wiech (gałęzie, witki, rośliny), a także pędy brzozy z młodymi listkami albo świerka (jeśli brzozy się jeszcze nie zazieleniły) do przybrania chaty. Przynoszono również całe młode drzewka, które strojono czerwonymi wstążkami wypowiadając przy tym życzenia, mające się spełnić w nowym roku.

Zachowało się to w tradycji ludowej w zwyczaju zwanym „gaik” („maik”), polegającym na obchodzeniu domostw z ustrojonym drzewkiem lub gałęziami i powinszowaniami z okazji przybycia „nowego lata”. Czasem u szczytu drzewka umieszczano lalkę lub zabierano ze sobą młodą dziewczynkę – nazywano to „chodzeniem z królewną”. Poza tym dziewczęta, uczone przez starsze niewiasty pełnego ukrytych znaczeń wzornictwa, tworzyły pisanki. Świąteczne wypieki: kołacze (korowaje) i placki, często miały kształt zwierząt, symbolizujących bóstwa, ale i życzenia, by mnożyła się trzoda. Pieczono również ciasta-mosty, stanowiące „kładki” dla dusz przodków, mogących nas wówczas nawiedzić. Wtedy bowiem przypadało też święto wiosennych Dziadów, kiedy to należało oddać cześć przodkom. Służyło temu między innymi palenie ogni na okolicznych wzgórzach i żalnikach (smętarzach). Święto to, w przeciwieństwie do jesiennego, miało radosny charakter – cieszono się ze szczęśliwości dusz przebywających w zaświatach i ku ich pamięci urządzano uczty oraz igrzyska. Na miejscach pochówków rozkładano białe obrusy, na których kładziono jadło i biesiadowano, niekiedy odbywało się to na okolicznych wzniesieniach. Rozgrywano też coś na kształt zawodów sportowych; wspinano się na słupy (co przetrwało w tradycji Rękawki w Krakowie), urządzano biegi (Rochwist na Śląsku), zapasy (Wołowe Wesele na Podlasiu), walki na kije, a nawet na gołe pięści (na Rusi).

Najważniejsze jednak było powitanie wiosny, którą często personifikowano pod postacią boga Jaryły – młodzieńca w białej szacie, wjeżdżającego do wioski na białym koniu, w wieńcu na głowie i z zieloną gałązką w dłoni. Często jednak dbano o to, żeby witana wiosna posiadała cechy dwóch płci, bowiem nierozłącznie wiązała się z kultem płodności. Stąd niekiedy na białym ogierze sadzano odzianą w biel dziewoję, chłopca przebierano za dziewczynę, albo do wioski wkraczała para – młodzi chłopak i dziewczyna. Witający mieszkańcy tworzyli pochód, a na czele pojawiali się mężczyźni ze zwierzęcymi maskami na twarzach, a dalej zaprzęgi złożone z białego i czarnego wołu ciągnących pług (wcześniej sochę), za nimi podążali młodzieńcy z wiechami i panny w brzozowych wieńcach, niosące w koszach kraszanki. Dalej białogłowy dźwigające korowaje i kołacze oraz reszta społeczności z różnymi wiktuałami. Wreszcie grający na gęślach, piszczałkach, dudach muzykanci oraz czyniący mnóstwo hałasu bębniarze, ludzie z dzwonkami i grzechotkami oraz strzelający z bata. Hałas ów miał pobudzić niebiosa i sprowadzić piorun symbolicznie zapładniający Matkę-Ziemię. Jeśli w tym czasie nadciągnęła burza lub choćby spadł deszcz, poczytywano to za dobrą wróżbę.

Wołami oborywano dookoła ludzkie siedziby, co w magiczny sposób zabezpieczało wieś przed dostępem złych demonów. Niekiedy służyły temu ogniska rozpalane wokół osady, a na wschodzie z jednego domu wychodziły dwie odświętnie odziane kobiety i ruszały w różnych kierunkach, obchodząc dookoła wioskę. Jedna z nich niosła kłódkę, a druga klucz. Gdy spotykały się w pewnym miejscu, zamykały kłódkę i zakopywały z kluczem w ziemi. Wreszcie udawano się na wybrane wcześniej miejsce, aby zacząć ucztowanie. Czasem połączone z igrzyskami, niekiedy popisy zręczności i siły odbywały się dnia następnego. Pozostałości po tych pochodach zachowały się wśród młodzieży chodzącej na Wielkanoc „po dyngusie” lub „z kogutem”, z tradycji tych czerpali wędrujący po Mazowszu „kurcorze”, z wózkami wożącymi koguta, baranka, lub lalkę w stroju ludowym, w Krakowskiem „siudy” – usmarowani sadzą trzej mężczyźni przebrani za kobietę, chłopa i cygana, a w Małopolsce „dziady dynguśne”, przebrane w słomiane stroje…

A wiosna co roku pojawia się niezmiennie, budząc do życia naturę i napełniając nadzieją ludzkie serca i dając przy tym okazję do świętowania.

Kontynuując przeglądanie tej strony, akceptujesz pliki cookies. Więcej na ten temat możesz dowiedzieć się w naszej Polityce prywatności.
Zaakceptuj